A jeszcze jedno, bardzo przepraszam za wszelkie błędy, nawet mnie nie chciało się tego czytać xd
***
Jak to się wszystko zaczęło? Otóż była sobie mała grupka początkujących poszukiwaczy przygód, wierząca, że odnajdzie swą sławę w Waterdeep. Jakież było ich szczęście, gdy udało się im znaleźć miłego właściciela karawany, zmierzającej w obranym przez bohaterów kierunku, gotowego zabrać ich ze sobą, i to za darmo! Trzeba dodać, że radość owego człowieka była jeszcze większa, gdyż znalazł sobie bezpłatnych ochroniarzy. Nie wierzył jednak w ich umiejętności walki, po prostu z doświadczenia wiedział, iż tacy śmiałkowie na widok uzbrojonych bandytów, bez namysłu rzucali się do ataku, umożliwiając w tym czasie rozsądnie tchórzliwym kupcom pognać jak najdalej od krwawej bitwy.
Tym razem jednak, paskudna pogoda odstraszyła wszelkich groźnych przestępców od ataku, jednocześnie sroga śnieżyca zmusiła karawnę do opuszczenia traktu handlowego i zatrzymania się w najbliższej wiosce.
Tak oto młodzi napaleńcy trafili do Oakhurst, małej, nieciekawej, zapomnianej wioski leżącej na Wybrzeżu Mieczy. "Pracodawca" uprzedził ich, że niezaplanowy postój prawdopodobnie potrwa przynajmniej do przesilenia zimowego, czyli prawie dwie dekadnie. Niewzruszeni bohaterowie, nie widząc innego wyjścia ruszyli do najbliższej (a przy tym jedynej w całej mieścinie) gospody, poszukując noclegu, a także licząc, że znajdą tam dla siebie zadanie, które jeśli nie zapewni im ogromnej sławy, to choć pomoże zarobić dość, by opłacić pobyt.
"Pod Starym Dzikiem" zachwycił śmiałków jedynie dopasowaną nazwą. Drewniany budynek był tak stary i zniszczony, że pogardziły nim nawet korniki. Niemniej jednak, niezniechęceni (a przede wszystkim głodni) poszukiwacze, odażnie weszli do środka. Uraczył ich widok dwóch przekrzywionych stolików, przy każdym stały krzesła, niesprawiające wrażenia stabilnych; wysokiej lady, przy której znajdowało się kilka stołków, dwa były zajęte przez nieszczególnie czystych jegomości sączących mętny napój z brudnych kufli. Za ladą stał grubszy mężczyzna, najprawdopodobniej karczmarz, który omiótł przybyszy pełnym pogardy wzrokiem.
-Czego tu chcecie? - Spytał nieprzyjaznym tonem gospodarz.
-Witaj drogi karczmarzu... - Zaczęła nieporadnie Triss. - My... szukamy noclegu - a czując burczenie pustego żołądka dodała - oraz kolacji.
-Ależ z wielką chęcią ugoszczę u siebie jakieś paskudne elfy. Specjalnie dla was, pokoje już od 2 sztuk złota. - właściciel przybytku uśmiechnął się wrednie.
-Co!? Tak dużo?! - Przerażona Vey spojrzała na swoją leciutką sakiewkę, po czym zaczęła rozmawiać cicho z towarzyszami: swoją piękną, lecz małomówną siostrą Iblis; silną wojowniczką Triss oraz dzielnym druidem, Inarim.
Po krótkich dyskusjach, cała czwórka podeszła do lady, wysyłając Iblis przodem.
- Ja... Więc... - Zdezorientowana odwróciła się do przyjaciół - Yyy... Co mam robić?
-Drogi karczarzu, jesteśmy głodni i spragnieni... Może podaj nam kolację, a później porozmawiamy o wynajęciu pokoju.
-Oczywiście, mamy niezwykle pyszny chleb z pieprzem. Są jeszcze resztki z obiadu, świeże, soczyste mięsko, rzadkie o tej porze roku!
-Eeeej... Czy tooo nie z teej kuuuury, co wczooraj zdeeechła? - odezwał się jeden z miejscowych.
-Do tego zaoferuję wam miejscowy specjał, piwo! - Karczmarz zignorował wypowiedź swojego klienta.
- Cóż... Może jednak... - Triss chciała zrezygnować z posiłku, jednak jej żołądek nie zgadzał się z tą decyzją. - Ech, no dobrze, ile będzie kosztował ten... kurczak?
- Dla was... Hmm... 5 sztuk srebra od osoby, to wyjdą 2 sztuki złota od wszystkich.
Bohaterowie spojrzeli po sobie zrozpaczeni, po czym Vey wygrzebała ze swej sakiewki 2 monety i rzuciła je na ladę.
-I to rozumiem! Za chwilę podam posiłek!
Rzeczywiście, już po chwili przed wędrowcami wylądowały talerze. Trzeba przyznać, iż osoba, która je przygotowywała musiała mieć talent... Kurczak był zimny, natomiast ziemniaki czarne, gorące i parujące. Niestety śmiałkowie nie wiedzieli, czy czarne były od brudu czy od spalenizny. Jako dodatek każdy otrzymał zmarnowany liść załaty, porcja Iblis zawierała nawet specjalną wysokobiałkową wersję, z uroczą małą gąsienicą po nim spacerującą. Młoda zaklinaczka, chcąc wywrzeć dobre wrażenie na stojącym przed nią karczmarzu uśmiechnęła się i odgryzła kawałek kurczaka, który okazał się... Niezwykle żylasty i paskudny w smaku. Niezrażona spróbowała trunku... Który okazał się jeszcze gorszy, mętna, kwaśna ciecz wykrzywiła twarz biednej elfki. Z trudem powstrzymała swój organizm od zwrócenia wszystkiego, wprost na gospodarza.
-Czyżby coś Ci nie pasowało, marudny długouchy?!
-Ej, ej, karczmarzu, uważaj proszę jak zwracasz się do mojej siostry! Po prostu... my elfy mamy delikatne... kubki smakowe. - Vey próbowała załagodzić zaistniałą sytuację. - Powiedz proszę, czy nie masz może dla nas jakiegoś zajęcia? Jakiejś pracy, którą moglibyśmy wykonać w zamian z nocleg?
-Hah, słyszaałeś Alden? - Zaśmiał się drugi z pijaków. - Kolejni poooszuki... poszukiwacze przygód! Jak ci coo poszlii do teeej świąąątyyni...
Gruby mężczyzna spojrzał kpiąco na elfią drużynę i zaśmiał się pod nosem.
-Takie długouche słabiaki, co nawet piwa wypić nie umieją, szukają przygód? Kulawy kobold by was pokonał!
-Uważaj na swe słowa drogi karczmarzu! - Triss uniosła dłoń i chwyciła rękojeść miecza tkwiącego w skórzanej pochwie na plecach.
- Bo co mi zrobisz słaby elfie? Sądzisz, że Twój miecz pomoże Ci w walce z moim wykidajłem?Usłyszawszy kroki, dzielna wojowniczka obróciła się za siebie. Przed nią stał przewyższający ją o głowę, potężnie zbudowany mężczyzna o szerokich barach, wrednym uśmiechu, trzymający w rękach olbrzymią maczugę.
- Myślisz, że się go boję? Bez problemu pokonałabym go gdyby zaszła potrzeba!
-Jesteś taka pewna? To może się zmierzycie, co długouchy?
-Cóż... - Triss nie okazywała cienia strachu. - A może zawrzemy układ? Jeśli go pokonam przenocujesz nas za darmo i dasz nam informacje o tej całej... świątyni!
- Nie masz szans na wygraną parszywy elfie... Ale też nie mogę zupełnie ryzykować, a nóż mój wykidajło się potknie i uda Ci się go pokonać... Jeśli wygracie, nocleg dla was wszystkich będzie kosztować 2 sztuki złota.
-Ależ Triss! Co Ty robisz! Zastanów się chwilę! - Po proteście Vey, towarzysze ponownie postanowili się naradzić.
Po kilku minutach ożywionej dyskusji, Triss uśmiechnęła się dumnie i spojrzała na karczmarza.
- Zgadzamy się! - Po czym odwróciła się do wykidajło, wyciągnęła miecz i dodała - pokaż na co Cię stac osiłku!
Walka była zacięta, choć przeciwnik wydawał się dużo potężniejszy, giętka elfka bez problemów unikała kolejnych ciosów. W pewnym momencie uniosła swą broń i potężnie grzmotnęła wielkiego mężczyznę, ten spojrzał na nią zdziwiony, zakołysał się niebezpiecznie, acz ostatecznie zdołał ustać na nogach. Niestety, kolejne trafienie powaliło biedaka na ziemię.
Ciężko rzec czy gruby gospodarz był bardziej wściekły czy zdziwiony, mimo iż nie był człowiekiem honorowym, wolał nie zadzierać z niepozornie wyglądającą wojowniczką.
-Jak mogłaś pobić mojego wykidajłę!? To... niemożliwe! Ech... Nie mam wyjścia wy parszywe stworzenia! Chcecie wiedzieć o jakiej świątyni mówili? Chodziło im o Bezsłoneczną Cytadelę... Przez tyle lat był spokój a teraz wszyscy się tym interesują! W każdym razie... Niewiele wiadomo o tym miejscu, mieszkają tam koboldy i te paskudne gobliny!
-Wstrętne istooooty! Złodzieeeje! Gdyybyym był młody wyyykurzyyłbym ich staaamtąd!
- Och, słuuuchajcieee podróóóżnicyy! - "Alden" zwrócił się do bohaterów - Tee małee śmierdzooonce paskuuudy kraaadną drzeeewa! Zawszeee! Tooo oni! tooo na peeeewno oni!
Inari uniósł kpiąco swe idealnie równe brwi, spojrzał na siedzącą obok niego Iblis i wykonał pewien wiele znaczący gest.
- O jakich drzewach mówicie panie? - Zapytała zaintrygowana Vey.
- Te małe szumowiny raz na jakiś czas przybywają do miasta i sprzedają nam cudowny owoc... - Zaczął niechętnie mówić karczmarz, najwidoczniej chcąc uniknąć bełkotu dwójch pijaków. - Który ma magiczne właściwości...
- On leeeeczy! Wszyyystko! Dzięęękiii niemuuu Jym odzyyyskała wzroook!
- Zamknij się Alden! W każdym razie gdy owoc zostanie wykorzystany, sadzimy jego nasiona, licząc, że urośnie u nas takie samo wspaniałe drzewo. To mogłoby nam zapewnić bogactwo! Ale nie! Te wredne goblińskie pomioty kradną drzewka za każdym razem, jak osiągną metr wzrostu!
-Ale... Jak to kradną? - Dopytywała się Vey.
- Czego nie rozumiesz głupi elfie?! Drzewka mają metr wzrostu, wieczorem są, rano ich nie ma! Jak sądzisz, jaka może być tego przyczyna, co?! Oczywiście, że to te goblińskie ścierwa je kradną, chcą zachować monopol na cudowne czerwone jabłka!
Znużeni bohaterowie zadali jeszcze kilka pytań, dzięki którym dowiedzieli się, że parenaście lat temu do miasta przybył inny człowiek, który też wypytywał o tę ruinę, a także, co zadecydowało o celu ich wyprawy, że w Bezsłonecznej Cytadeli mogą znajdować się niezliczone skarby, pochodzące z okresu jej świetności.
Pełni nadziei, dzielni podróżnicy ruszyli do swoich pokoi i prędko położyli się spać, nie wiedząc jeszcze, jakie przygody przyniesie następny dzień...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz